Nie obchodziło ją to, że sprawiła przykrość rodzicom, bo oni skrzywdzili ją jeszcze bardziej. Dziewczyna od samego początku wiedziała, że spotkanie z Bridget może okazać się dla niej wstrząsające, ale nie myślała, że kompletnie zrujnuje jej życie. Znienawidziła przyjaciółkę, znienawidziła Sophie, znienawidziła swoich rodziców.
Wszystko zaczęło się od szokującego wyznania Bee. Przespała się z ojcem Clearvage. Nie była w stanie powiedzieć dlaczego. Szukała miłości po tym jak zerwał z nią chłopak? Zainteresowania? Było jej tak cholernie wstyd, że przez ten fakt chciała popełnić samobójstwo. Przy Claudii jednak nie wykazywała żadnej skruchy. Nie było jej nawet głupio. Być może właśnie przez to brunetka wpadła w szał. Krzyczała na przyjaciółkę, nie zważając na fakt, że nie jest u siebie. Miała do niej ogromny żal o to, że przez nią rozpadnie się małżeństwo jej rodziców, że nie będą już szczęśliwą rodziną. Oberwało się również Sophie, które od początku o wszystkim wiedziała, ale nie raczyła powiedzieć o tym chociażby ukochanej Kellana. Dziewczyna doszła do wniosku, że przez kilkanaście lat przyjaźniła się z najbardziej fałszywymi osobami pod słońcem.
Mimo wszystko najgorsze czekało na nią w domu. Brunetka długo zastanawiała się czy tam wrócić. Wróciła, ale zupełnie nie wiedziała co robić. Zbesztać ojca? Powiedzieć o wszystkim matce? Była bezradna. Najpierw chciała porozmawiać ze swoim bratem, jednak targały nią emocje. Sytuacja wyjaśniła się szybciej niż myślała. Jej rodzice byli w zmowie z Bridget. Dokładnie umówili się, kiedy będzie miała poinformować o wszystkim, niczego nieświadomą przyjaciółkę. Claudia wściekła się jeszcze bardziej. Doskonale wiedziała dlaczego. Najzwyczajniej w świecie ją oszukali .
Wbrew wszystkiemu największe pretensje miała jednak do matki. Wiedziała o zdradzie męża i jak gdyby nigdy nic wybaczyła mu. Ten fakt chyba najbardziej zabolał córkę państwa Clearvage. Zawsze uważała swoją rodzicielkę za silną kobietę, dla której zdrada jest czymś obrzydliwym i niewybaczalnym. Niestety okazało się, że nie.
Ze szczęściem małżeńskim rodziców dziewczyny umarła również jej wiara w wierność do grobowej deski i autorytet, jakim ich darzyła. Ich małżeństwo wydawało jej się czymś niepodważalnym i zawsze stawiała je sobie za wzór. Miała nadzieję, że jak kiedyś wyjdzie za mąż założy równie szczęśliwą rodzinę. Teraz z całej siły się tego wypierała.
Claudia spojrzała na zegarek. Zbliżała się 22. No nic - pomyślała i z ciężko bijącym sercem wybrała odpowiedni numer. Tylko na niego tak naprawdę mogła liczyć. Nigdy jej nie zawiódł i miała nadzieję, że tym razem też tak będzie. Wstrzymała oddech, gdy po drugiej stronie w słuchawce usłyszała roześmianego chłopaka.
- Kellan? - starała się przyjąć normalny ton głosu, jednak z całą pewnością jej się nie udało.
- Tak mam na imię - odparł, jednak miał wrażenie, że Clearvage nie miała ochoty na żarty.
Znał ją na wylot. Wiedział, kiedy ma zły humor, kiedy lepiej się do niej nie odzywać, a kiedy właśnie wszystko czego chce to jego bliskość i wsparcie. Potrafił wyczuć to chociażby słysząc w jaki sposób do niego mówi.
- Coś się stało? - zapytał troskliwie, chociaż zrobił to raczej z grzeczności.
Był przekonany, że coś jest nie tak. Wyszedł z salonu, w którym aktualnie się znajdował. Zostawił rodzinę przy stole i skierował się do łazienki, aby mieć możliwość rozmowy w cichym i spokojnym miejscu, gdzie nikt nie będzie mu przeszkadzał. Usłyszał jak ukochana ciężko wzdycha.
- Wiem, że chciałeś ode mnie odpocząć, mieć trochę spokoju i być może masz mnie dość, ale nie wiem, co ze sobą zrobić...
- Gdzie jesteś? - przerwał jej, bo nie chciał dalej słuchać głupstw, o których mówiła.
Żałował ich rozstania najbardziej na świecie i nawet przez myśl nie przeszło mu, że mógłby 'mieć jej dość'.
- W stanie Kalifornia, w Beverly Hills, przy lotnisku. A ty? - odrzekła dziewczyna i dopiero wtedy przypomniało jej się coś, o czym wcześniej zupełnie zapomniała. Przecież Brown wyjechał na snowboardowe szaleństwo. Przez tydzień nie będzie go w 90210. Claudii zrobiło się wstyd, że zatruwa mu życie podczas, gdy on chciał odpocząć od codzienności. Być może także od niej.
- W stanie Utah, w Salt Lake City, w domu mojego brata, ale już niedługo. Przylecę do ciebie. Sprawdzę, o której mam najbliższy samolot i oddzwonię - oznajmił brunet i w myślach już zaczął się pakować. Zrobił listę rzeczy, które zdążył rozpakować i, o których musiał pamiętać. Ukochana jak zwykle była dla niego najważniejsza.
- Nie, nie, nie, nie, nie - niejednokrotnie zaprzeczyła Claudia, plując sobie w brodę, że do niego zadzwoniła. - Nigdzie nie leć. W sumie... Nic się nie stało. Nie przejmuj się mną. Jakoś sobie poradzę. Chciałeś jeździć to jeździj. Spotkamy się za tydzień. Wtedy ci wszystko opowiem - dziewczyna sama nie wiedziała co wyszło z plątaniny jej słów. Gdyby Kellan opuścił rodzinne SLC miałaby wyrzuty sumienia, że przez nią zrezygnował z planów. Głos znowu jej się trząsł. Wiedziała, że nie umknie to uwadze chłopaka.
- Nie dzwoniłabyś do mnie o tej porze, gdyby nic się nie stało. Nie mówiąc o tym, że nie utrzymywaliśmy kontaktu od prawie miesiąca. Gdyby była to jakaś błahostka z pewnością nie rozmawiałabyś teraz właśnie ze mną - Brown westchnął, dając sobie trochę czasu do namysłu. - Okej. Mimo wszystko wątpię, że mógłbym cię przekonać, więc przyleć do mnie. Spodoba ci się tu. Nauczę cię jeździć na desce. Spotkasz się z Chuckiem. Tylko, że nie wyjadę po ciebie na lotnisko, bo byliśmy dzisiaj na mieście no i... nie mogę. Weź taksówkę. Smsem wyślę ci adres.
Dziewczyna dłuższą chwilę zastanawiała się zanim podjęła decyzję o podróży. Znajdowała się w naprawdę podbramkowej sytuacji i potrzebowała w tej chwili spotkania z Kellanem. Wsparcia i pomocy w rozwiązaniu problemów. Tylko jemu ufała w stu procentach i tylko on mógł jej to dać.
Clearvage zaparkowała auto na strzeżonym parkingu. Nie miała ze sobą żadnych rzeczy, oprócz tych znajdujących się w torbie, którą zawsze woziła ze sobą na wypadek nocowania u Kellana. Gdy jeszcze byli razem, często zdarzało jej się podejmować spontaniczne decyzję o nocy spędzonej w ramionach ukochanego. Miała w niej piżamę, dwie pary bielizny, ręcznik, szczoteczkę do zębów i szczotkę do włosów. Nie wiedziała kiedy wróci do Beverly Hills. Była jednak przekonana, że to ostatnia rzecz, której chciała. Wyciągnęła z bagażnika torbę i skierowała się w kierunku wejścia do terminalu. Na dworze było około 20 stopni. Jak na warunki pogodowe w Kalifornii była dobrze ubrana. Jeansowa kurtka z szarym, materiałowym kapturem, biały, bawełniany top na ramiączkach, obcisłe, szare spodnie i czarne trampki. Nie miała przy sobie nic cieplejszego, ale wtedy nie wpadło jej do głowy, że w stanie, do którego się wybiera jest aktualnie surowa zima.
Gdyby Claudia znalazła się przy tablicy z odlotami kilka minut później, mogłoby się okazać, że ukochanego spotka dopiero następnego dnia. Mianowicie najbliższy samolot do Salt Lake City odlatywał o 23:15 czyli za równą godzinę. Odprawa natomiast kończyła się za 10 minut, a dziewczyna nie miała jeszcze nawet biletu. Najszybciej jak mogła pobiegła do kasy. Na szczęście nie było kolejki i zostało jedno, jedyne, wolne miejsce. Wykupiła owe siedzenie i nie czekając na 'resztę' ruszyła ku odprawie bagażowej. Nie zajęło jej to dużo czasu. Za chwilę była już przy schodkach prowadzących na pokład samolotu. Miejsce brunetki znajdowało się od okna, z tyłu maszyny. Cieszyła się, bo lubiła widzieć, gdzie leci. Obok niej siedziała starsza pani z mężem. Trzymali się 'pod rękę' i wyglądali na szczęśliwych. Dziewczynie od razu przypomnieli się rodzice. Oni już raczej nie będą tacy szczęśliwi. No chyba, że jej matka chociaż trochę zmądrzeje, ale na to się nie zanosiło. Miała do niej żal, że wybaczyła ojcu zdradę, ale to jej sprawa. Clearvage nie chciała się mieszać. Była jednak pewna, że nie wróci już do domu.
Zaraz po odlocie ukochana Kellana włożyła w uszy słuchawki i starała się zasnąć. Była baaardzo zmęczona. Tyle wrażeń na jeden dzień to zdecydowanie za dużo dla niespełna 18 latki. Przecież jestem tylko człowiekiem - pomyślała. Sen jednak nie przychodził. Miała w głowie natłok myśli i nijak nie mogła sobie z nimi poradzić. Jej życie legło w gruzach- przynajmniej tak myślała. Nie płakała. Mimo tylu sprzeciwności losu, nie zapłakała dzisiaj ani razu. Dusiła emocje w sobie. Na razie nie mogła pozwolić sobie na ich uzewnętrznianie. Nie teraz, nie tutaj, nie przy tych wszystkich obcych ludziach. Płacz był oznaką bezradności i słabości, ale czy przypadkiem nie tak właśnie się czuła? Bezradna, słaba, zdradzona przez bliskim, którym przecież ufała? Z niecierpliwością czekała na spotkanie z Brownem. Zawsze był dla niej lekiem na całe zło.
Brunetka przebudziła się, gdy z głośników rozbrzmiał ciepły głos stewardessy:
- Dziękujemy państwu za wybranie naszych linii. Prosimy o zabranie bagażu i opuszczeniu pokładu. Życzymy mile spędzonego czasu.
Claudia zanim wstała z miejsca wyjrzała przez okno i doznała szoku. Aż wgniotło ją w siedzenie. Na dworze pokrywa śnieżna miała około metra. Oprócz tego cały czas padał śnieg. Dziewczyna widziała jak reszta pasażerów zakłada na siebie kurtki i płaszcze, ona jednak zupełnie zapomniała o tym, że w Salt Lake City jest tak zimno. Idiotka. Pusta kretynka- skarciła się w myślach i ściągając bagaż z półki zapięła jenasową kurtkę i założyła kaptur na głowę. Wysiadając z samolotu aż otrzepało ją z zimna. Był mróz. Conajmniej kilka stopni poniżej zera. Szybko przeszła odcinek między maszyną, a terminalem i odetchnęła z ulgą, gdy z jej ust przestała wydobywać się para przy każdym oddechu. Odnalazła w kieszeni smartfona i starała się wystukać wiadomość. Miała jednak tak zimne palce, że ekran nie chciał działać pod ich wpływem. Musiała chuchać na palec i dopiero potem szybko przykładała je do Iphone'a. Po kilku minutach starań udało się. Brown otrzymał smsa, w którym poinformowany został, że ukochana jest już w Utah. Spojrzała na zegarek. Zbliżała się 1:00. Głupio zrobiło jej się z powodu godziny odwiedzin i przez chwilę zastanawiała się nawet czy może nie przenocować dzisiaj w hotelu, a z chłopakiem spotkać się dopiero popołudniu. Uznała to jednak za głupi pomysł, bo wiedziała, że skrzydłowy Best Crew czeka na nią.
Brunetka wyszła przed lotnisko. Śnieżyca. Czuła jak cała drży. Gęsia skórka 'zdobiła' każdy skrawek jej ciała. Płatki śniegu moczyły jej włosy i ubrania. Jedyny plusem był fakt, że złapała pierwszą taksówkę, która przyjechała. Kierowca widząc ją zażartował, że napewno jest z Kalifornii i podkręcił ogrzewanie. Z życzliwości zaśmiała się i musiała przyznać mu rację. Trzęsąca się z zimna ręką ponownie odblokowała telefon i podała cel podróży. Nie jechali długo. Po upływie 15 minut podjechali pod duży, zadbany dom. Elewacja została pomalowana na ciepły, beżowy kolor, a okna przestronne i duże. W żadnym z nich nie paliło się światło. Clearvage zapłaciła za taksówkę i ponownie znalazła się na mrozie, przeszywającym ją do szpiku kości. Stała przed mosiężnym, ozdobnym ogrodzeniem. Oddzielał on chodnik od ogrodu, który w lato zapewne był przepiękny, teraz jednak wszystko w nim zdobiła biała, śnieżna pokrywa. Brunetka była cała mokra. Trzęsła się z zimna, a jej szczęki zachowywały się tak głośno, że miała wrażenie, że obudzi wszystkich sąsiadów. Wyciągnęła telefon i zadzwoniła do Kellana. Nie chciała dzwonić głównym dzwonkiem w obawie przed wyrwaniem ze snu rodziny chłopaka. Nie odebrał. W jednym z okien natomiast zapaliło się światło, ale zaraz, od razu zgasło. Przez chwilę w domu znowu panowała ciemność. Lampy włączyły się dopiero przy drzwiach wejściowych. W tym samym czasie furtka wydała odgłos świadczący o tym, że można ją pchnąć i przejść do środka posesji. Dziewczyna bez wahania zrobiła to. Przeczuwała, że gdyby trzymała klamkę kilka sekund dłużej, przymarzłaby jej do ręki. Gdy szła wąską, kamienną ścieżką do wejścia w progu domu pojawił się Brown. Miał na sobie jedynie flanelowe, długie spodnie od piżamy w szkocką, bordową kratę, nisko spuszczone na biodrach. Spod nich wystawały bokserki, których gumka dumnie reprezentowała bieliznę Calvina Kleina. Przetarł dłońmi zaspane oczy i zobaczywszy Clearvage, cicho przeklnął.
- Claudia...- wyszeptał. W jego głosie dostrzec można było zdziwienie jak i podziw. On by już zamarzł.
Wszedł do hollu i zdjął z wieszaka swoją, ciepłą bluzę. Boso wyszedł naprzeciw ukochanej, wziął od niej podróżną torbę i okrył suchym ubraniem. Gdy znaleźli się w środku spojrzał na nią, a widok jej sinych ust, bladej jak ściana cery, mokrych włosów, na których końcówkach zaczęły robić się małe sople i mokrych ubrań przeraził go bardziej niż mógłby myśleć. Chwilę stali naprzeciwko siebie, nawzajem lustrując się wzrokiem. W końcu chłopak cicho się zaśmiał.
- Jeszcze nie raz mnie zaskoczysz.
Dziewczyna uśmiechnęłaby się, gdyby mogła poruszyć wargami. Patrząc na delikatny uśmiech ukochanego i jego zaspane, wesołe oczy, coś w niej pękło. Emocje, które od kilkunastu godzin cały czas w niej narastały w końcu dały o sobie znać. Claudia zbliżyła się do bruneta. Ich spojrzenia spotkały się, a Clearvage poczuła jak po policzkach zaczynają spływać jej łzy. Nie chciała ich, ale też nie miała już siły z nimi walczyć. Brown bez słowa przytulił ją. Nie protestowała. Wtuliła się w jego ciepły, nagi tors. Chłopak był na tyle taktowny, że postanowił nie zadawać pytań. Milczał. Widział jednak, że musiało stać się coś poważnego. Rzadko płakała. Prawie nigdy.
- Ćśśśśś - próbował uspokoić Claudię, zupełnie jak małą dziewczynkę. Dłonią głaskał ją po włosach. Była lodowata. Czuł na sobie jej mokre ubrania, ale mimo tego wciąż trzymał ją w ramionach. Łzy, które od czasu do czasu spływały po jego piersi wywoływały gęsią skórkę na umięśnionym ciele.
Nie wiedział jak długo trwali w uścisku. Kellan odczekał aż ukochana przestanie szlochać. Nie popędzał jej. Był cierpliwy, jak zawsze. W końcu odsunęła od niego twarz, a on w tym samym momencie ujął ją w dłonie i kciukami starł wilgoć z dolnych powiek brunetki. Jeden kącik jej ust, prawie niewidocznie, uniósł się ku górze, gdy to robił. Dziewczyna chciała coś powiedzieć, ale Brown na to nie pozwolił.
- Jutro mi o wszystkim opowiesz - powiedział i czule się do niej uśmiechnął. Na ramieniu zawiesił sobie torbę Clearvage i łapiąc ją za rękę, poprowadził schodami do swojej sypialni.
W domu było ciemno. Claudia nic nie widziała, jednak ufała Kellanowi. Pewnie trzymał jej dłoń, a ona potulnie szła za nim. Gdy poczuła pod stopami płaską podłogę, równą na całej długości usłyszała ciche chrapanie. Browna rozbawił dźwięk wydobywający się zza ściany.On nie chrapał. Przynajmniej nie wtedy, kiedy spali razem.
Ulżyło jej. Łzy dawały ukojenie i pozwalały pozbyć się wyniszczających od wewnątrz emocji. Nie myślała, że tak po prostu się rozklei, jednak pragnienie rozładowania stresu, który zdążył się w niej nagromadzić, było silniejsze. Cieszyła się, że znalazła oparcie w brunecie. Kolejny raz w jego ramionach znalazła ukojenie, poczucie bezpieczeństwa i zrozumienie, którego teraz tak bardzo potrzebowała.
Po chwili znaleźli się w przestronnym, nowocześnie urządzonym pokoju. Granatowy kolor ścian sprawiał, że dziewczyna nie czuła się w nim przytulnie, jednak, mimo wszystko, podobał jej się. Znajdowała się tam szafa, dwie półki, powieszony w rogu telewizor i dwa skórzane fotele z małym stolikiem. Zaraz obok wejścia stało w miarę duże łóżko z nieułożoną pościelą. Kellan zapewne zasnął czekając na Clearvage. Ukochany przeprosił za rzeczy porozrzucane na podłodze. Wyjaśnił, że nie zdążył posprzątać. Ona nawet ich nie zauważyła.
Było zimno. Cholernie zimno. Claudia marzła. Trzęsła się, a jej szczęki mimowolnie zgrzytały. Brown zapytał, czy ma ciepłą piżamę, ale gdy ukochana, z niewinnym uśmiechem, pokazała mu dwa, jedwabne skrawki materiału, pomyślał, że następnym razem osobiście ją spakuje. Wyciągnął z szafy ręcznik, swoją koszulkę, skarpetki i jeszcze jedną bluzę. Podał jej rzeczy i wyjaśnił, gdzie znajduje się łazienka.
- Wejdź pod prysznic to chociaż trochę się rozgrzejesz - polecił troskliwie, zamykając za nią drzwi pokoju.
***
Obiecałam lepszy od poprzedniego i mam nadzieję, że taki jest. Miłego czytania, pozdrawiam. :3